Globalny nomada, lokalny koszt
Portugalia od kilku lat przekształca się w centrum imigracji osób o wysokich dochodach – nie w sensie luksusowych wakacji, ale raczej cyfrowych nomadów , pracowników pracujących zdalnie w imieniu klientów, firm z siedzibą w Europie Północnej lub USA. Preferencyjne wizy i ulgi podatkowe, które zwalniają ich z podatków od dochodów zagranicznych, w połączeniu z śródziemnomorskim stylem życia, uczyniły tę część świata rajem dla tej grupy ludzi. Alex Holder , brytyjska pisarka, która osiedliła się w Lizbonie, przyznaje, że jej decyzja była związana z tzw. „optymalizacją podatkową”, podkreślając łatwość, z jaką uzyskała pobyt czasowy jako freelancerka z własną firmą, bez płacenia podatku dochodowego w Portugalii od zarobków zagranicznych.
Według Hondera, dobrobyt obiecywany przez politycznych zwolenników cyfrowych nomadów nadal koncentrował się wśród uprzywilejowanych przybyszów, a nie wśród nisko opłacanych Portugalczyków. Na Maderze, gdzie eksperyment „Wioska Cyfrowych Nomadów” był reklamowany jako model rozwoju lokalnego, rezultatem był system wykluczenia społecznego, w którym niewielu mieszkańców dołączało do społeczności utworzonych, aby się nimi „opiekować”, a nawet przewodniczący lokalnej społeczności stwierdził, że nigdy nie spotkał kierowników projektu.
Chociaż rządy promują politykę przyciągania cyfrowych nomadów jako pole do popisu dla gospodarki, mieszkańcy doświadczają współczesnej kolonizacji, w której menedżerowie rynków, influencerzy i ambitni startupowcy przekształcają ulice Lizbony czy Punta del Sol w ekonomicznie niedostępne miejsca, całkowicie odcięte od codziennego życia mieszkańców. W Kolumbii aktywiści, tacy jak Ana Maria Valle Villegas, otwarcie potępiają przekształcanie swoich dzielnic w „strefy Airbnb” i stopniowe wysiedlanie mieszkańców z domów z powodu rosnących czynszów – innymi słowy, to, co zjawisko nadturystyki powoduje w zakresie ekonomicznego wyczerpania mieszkańców, udaje się dokonać wyraźnie mniejszej grupie osób „zamożnych”.
